Witam wszystkich, którzy celowo lub przypadkiem zawitali na moją stronę. Zachęcam do czytania, studiowania i komentowania zamieszczonych tu artykułów. Są one efektem moich przemyśleń, a zainspirowane niekończącymi się dyskusjami jakie prowadzę, tak przy ogniskach na biwakach historycznych, jak i w społecznościach internetowych. Mimo iż staram się, aby informacje w nich zawarte miały uzasadnienie w źródłach, to może mi się zdarzyć potknięcie. Proszę zatem o wyrozumiałość i konstruktywną krytykę.

Mam nadzieję, że lektura będzie ciekawa, a chciałbym aby była inspirująca.

Pozdrawiam!

środa, 30 marca 2011

Gustaw Errikson Sparre (1582-1629)



Niniejszy tekst powstał niejako przy okazji pracy nad historią szwedzkiego oblężenia Torunia w roku 1629. Na postać Gustawa Sparre zwróciłem uwagę przez Michała Paradowskiego, któremu dziękuję za inspirację, garść faktów i na wprowadzenie mnie na właściwe tropy. 

 

Dziwne to były czasy, kiedy w Polsce pod protekcję króla Zygmunta III Wazy chroniła się szwedzka emigracja. Szalejąca wojna domowa i prześladowania religijne spowodowały, że rzesze obawiających się o swoje życie lub wolność Szwedów szukała bezpiecznego schronienia po południowej stronie Bałtyku. Gustaw (Gustaf) Errikson Sparre (1582-1629), był jednym z takich właśnie szwedzkich uchodźców, lojalistą, popierającym pretensje Zygmunta do tronu szwedzkiego.
Jego ojciec, Eryk Larsson Sparre (1555 -1600) jeden z najwybitniejszych ludzi w ówczesnej Szwecji, był kanclerzem i członkiem Rady Królestwa (Riksråd). W 1582 roku został namiestnikiem prowincji Västmanland. Jego matką była również pochodząca z arystokratycznej rodziny Ebba Brahe (1555-1634). Gustaw  ich najstarszy syn1, urodził się 19 czerwca 1582, w Strömsholm (Västmanland), ponurej warowni, którą na wyspie jeziora Mälaren w 1550 roku wybudował król Gustaw Waza. W 1587 roku ojciec Gustawa (na ilustracji) oraz jego wuj Eryk Brahe (1552-1614) zostali wysłani do Polski w celu wynegocjowania elekcji Zygmunta na króla Polski. Po koronacji zostali jego najbliższymi doradcami i byli zwolennikami nieudanej interwencji w Szwecji zakończonej przegraną bitwą pod Linköping (1598).
Nieznana jest data przyjazdu Gustawa do Polski. Trafił tu prawdopodobnie w latach 1597-1598, kiedy jego ojciec musiał uciekać ze Szwecji, lub ze świtą królewny Anny, siostry Zygmunta, na dworze której jego stryj Johan Sparre był marszałkiem. Około 1600 jego nazwisko znajduje się na liście uczniów protestanckiego Gimnazjum Akademickiego w Toruniu. Była to szkoła, która po reformach przeprowadzonych przez toruńskiego burmistrza Henryka Strobanda, miała charakter półakademicki i stanowiła prężny ośrodek życia naukowego i kulturalnego całych Prus Królewskich. Wybór tej uczelni, a nie równie popularnego wśród diaspory szwedzkiej Kolegium Jezuickiego w Braniewie, świadczy, że w tym czasie młody baron Sparre był wychowywany w wierze luterańskiej. Jednak możliwe jest, że jego życie zostało związane z Toruniem jeszcze wcześniej. W listopadzie 1587 roku do Torunia, w drodze z Gdańska do Krakowa, przybywa nowo wybrany król Polski Zygmunt III ze świtą, w której oprócz królowej matki i siostry Anny, znajduje się też Eryk Sparre. Orszak witany jest przez przedstawicieli rady miejskiej, z burmistrzem Strobandem na czele, a mieszczanie nie szczędzą pieniędzy dla uczczenia znakomitych gości. Nie wiemy czy w podróży ojcu towarzyszył wtedy jego pięcioletni syn, ale z pewnością Henryk Stroband, promotor Gimnazjum musiał zwrócić uwagę kanclerza na wysoki poziom nauczania w tej uczelni. Toruń, który na przełomie XVI i XVII wieku przeżywał swoje nowożytne apogeum potęgi, w odróżnieniu od dumnego i niezależnego Gdańska, zawsze układał swoje związki z władcami. Związanie syna, szwedzkiego kanclerza, najbliższego doradcy nowego króla z Toruniem mogło być w tych niepewnych czasach (pretendentem do tronu był ciągle jeszcze arcyksiążę Maksymilian) doskonałym posunięciem zapobiegliwych mieszczan, którzy doskonale wiedzieli, że łaska królewska jest wymienialna na złoty kruszec.
Rok w którym imię Gustawa pojawia się w kontekście Torunia, jest również rokiem w którym jego ojciec, zwolennik Zygmunta, zostaje stracony  (20 marca) przez Karola Sudermańskiego  w wyniku procesu o zdradę stanu. Możemy sobie tylko wyobrażać, jaki wpływ na stan umysłu dorastającego młodzieńca mogły mieć te wydarzenia, ale z pewnością zdeterminowały one jego dalsze życie. Porównując biografię Gustawa i jego braci widać zasadniczą różnicę w ich losach. Wszyscy inni synowie Eryka po śmierci ojca związali się z dworem Karola Sudermańskiego a potem Gustawa Adolfa dochodząc do znacznych majątków i godności w Szwecji, a jedynie jego pierworodny do końca życia będzie po drugiej stronie tego konfliktu, zwiąże się z Zygmuntem i Polską. Czy wybory życiowe były odzwierciedleniem stosunków panujących w rodzinie? Czy kanclerz faworyzował Eryka kosztem braci w rezultacie czego nie mieli oni oporów służenia człowiekowi, który miał na rękach krew ich ojca?
Nie wiemy co naszym bohaterem działo się w pierwszych latach siedemnastego wieku. W annałach historii zapisuje się dopiero w 1608 roku, kiedy żeni się z córką duńskiego astronoma Tycho Brahe2. Trudno znaleźć przesłanki gdzie i kiedy Gustaw poznaje Cecylię (Sidsel) Brahe (1580- 1640). Tycho Brahe, duński arystokrata i uczony, po konflikcie z królem Chrystianem IV opuścił Danię i w 1599 roku osiadł w Pradze3, gdzie został nadwornym astrologiem eksentrycznego cesarza Rudolfa II. Zmarł w 1601 roku w niejasnych okolicznościach, prawdopodobnie w skutek zatrucia rtęcią. Wdowa po nim Krystyna (Kirsten) Jørgensdatter, przed swoją śmiercią w 1605 nabyła majątek ziemski w pobliżu granicy z Saksonią. Być może Cecylia przebywała na dworze Konstancji Habsburżanki, od 1605 roku drugiej żony Zygmunta III? Małżeństwo Tycho było morganatyczne (niektóre źródła twierdzą, że nigdy nie zawarł formalnego związku małżeńskiego) więc dzieci nie dziedziczyły tytułu chociaż dziedziczyły majątek. Związek bogatej dwórki i biednego mógł być korzystny dla obu stron. Jednak, jak wynika z zachowanej korespondencji, rodzina astronoma miała po jego śmierci kłopoty finansowe.
Jest też inny trop wiążący Gustawa z rodziną słynnego astronoma - wspomniany już, brat matki Gustawa - Eryk Brahe. Po porażce pod Linköping porzuca on obóz Zygmunta i staje po stronie Karola, jednak już w 1600 roku wyjeżdża ze Szwecji i stara się o odzyskanie zaufania króla, co czyni bez większych rezultatów. W tym następnym roku pojawia się w otoczeniu swojego dalekiego kuzyna w Pradze i dziwnym trafem, jak wspominał Johannes Kepler (również słynny astronom i asystent Brahe) Tycho umiera w jego ramionach! Jakby tego było mało, w ostatnich latach duński historyk Peter Andersen, opierając się na dzienniku Eryka, oskarżył go o zabójstwo astronoma. Sama historia wydaje mi się dość naciągana. Tycho Brahe, jako nadworny astrolog Rudolfa parał się też alchemią i pewnie sam zatruł się rtęcią próbując uzyskać jej transmutację w złoto. Eryk znany z hulaszczego życia i licznych romansów, pozbawiony stałego źródła dochodów zapewne szukał u “kuzyna” pomocy finansowej i śmierć potencjalnego dobroczyńcy wcale nie była w jego interesie.  Eryk Brahe przed swoją śmiercią w 1614 przebywał przez 2 lata u brygidek w Gdańsku i został pochowany w klasztorze w Kartuzach.
Wracając do Gustawa, w 1614 mamy o nim informację, że jest dworzaninem królewskim. Prawdopodobnie w tym czasie, pod wpływem króla, a może dla kariery przechodzi na katolicyzm4.
W 1616 wymieniany jest wśród lojalistów szykujących się do projektowanej wyprawy inwazyjnej na Szwecję. W trakcie tych przygotowań musiał się bliżej zaprzyjaźnić z innym sławnym Szwedem w służbie króla Polski - Gabrielem Posse (1590-1632), który miał stanąć na czele ekspedycji. Ojciec Gabriela - Göran Posse, był podobnie jak ojciec Gustawa jednym ze skazanych na śmierć za zdradę stanu, jednak korząc się przed Karolem uzyskał łaskę i uszedł z życiem. Brat Gabriela Knut został mianowany w 1623 roku dowódcą polskiej floty, zaś sam Gabriel zanim został w 1626 przez Zygmunta III postawiony na czele komisarzy okrętowych zakochał się w Beacie Sparre.
    Beata Sparre (1597-16275), córka wspomnianego już marszałka dworu Anny Wazówny - Johana Sparre, a więc stryjeczna siostra Gustawa była mniszką w klasztorze benedyktynek w Chełmnie. Na przełomie XVI/XVII wieku klasztor ten pod przywództwem ksieni Magdaleny Mortęskiej, mistyczki i reformatorki zakonu, był znaczącym ośrodkiem nauczania dziewcząt szlacheckich, które jak wiadomo nie miały wstępu do szkół. Nie składały one pełnych ślubów zakonnych, a więc już wykształcone i wychowane były dobrym materiałem na żony. Wysyłane były do klasztoru z odpowiednim wyposażeniem materialnym więc warunkiem wypuszczenia takiej panny było wykupienie jej przez przyszłego małżonka. Na skutek nacisków Gustawa i prawdopodobnie sporych sum przeznaczonych na wykupienie krewniaczki, Gabriel Posse poślubił Beatę w dniu 9 maja 1622 roku w Elblągu.
Tymczasem, w sierpniu 1621 w Inflantach wylądowała szwedzka Armia pod wodzą Gustawa Adolfa. Na początku 1622 roku Gustaw Sparr formuje regiment piechoty cudzoziemskiej, rekrutujący się z Niemców zamieszkałych w Prusach. Od 11 maja regiment ten kwateruje na przedmieściach i wsiach należących do Torunia. Ekscesy niezdyscyplinowanych żołnierzy dają się we znaki mieszkańcom do tego stopnia, że na polecenie Gustawa, na przedmieściu chełmińskim wystawiona zostaje specjalna szubienica, na której dla przykładu powieszono jednego z żołnierzy. Żołnierze opuszczają patrymonium toruńskie w końcu miesiąca. Kierując się w stronę Inflant, gdzie toczyła się wojna, pojawiają się w Tolkmicku, gdzie wedle relacji, pozostawali 20 dni i wymusili kontrybucję w wysokości 1000 guldenów. W lipcu hetman Krzysztof Radziwiłł pisemnie naciska na pułkownika aby się pospieszył i dołączył do niego pod Mitawą. Jednak mimo ponagleń Sparre nigdy nie dociera do Inflant, nawet się tam nie wybrał! Do końca sierpnia jego żołnierze utknęli w Prusach. Gustaw był zaufanym dworzaninem królewskim, więc ta zdumiewająca zwłoka nie mogła mieć miejsca bez zgody Zygmunta. Dlaczego zatem zebrane wojska zamiast trafić na pole bitwy zostały rozpuszczone?
Długi czas stacjonowania na wybrzeżu Zalewu Wiślanego oraz obecność Gabriela Posse, specjalisty od morza w sąsiednim Elblągu sugeruje, że rozważano zaokrętowanie żołnierzy i wysadzenie desantu w Szwecji. Jednak zanim do tego doszło, ze względu na nikłe siły i nie mogąc doczekać się posiłków  Radziwiłł podpisuje rozejm a cała wyprawa stała się nieaktualna.
    W ostatnich latach życia Gustaw całkowicie poświęca się karierze wojskowej. W 1626 roku dostał patent na regiment 600 żołnierzy, nie dał go jednak rady wystawić. Na przełomie 1626/27 dostaje patent na 3000 żołnierzy czyli 10 kompanii – jego regiment miał się prawdopodobnie w jakieś części składać z już walczących w Prusach samodzielnych kompanii, jednak regimentu nigdy nie utworzono, na to nie zgodzili się ich dowódcy - Judycki w liście pisał że nie będzie służył pod Szwedem. Gdzieś jednak pod koniec 1627 lub na początku 1628 roku Sparre objął dowództwo regimentu Magnusa Ernesta Denhoffa.
Na początku1629 roku pojawia się w towarzystwie Gerharda Denhoffa (brata Ernesta) podczas próby zdobycia Torunia (16 lutego), przez Wrangla. Obaj pułkownicy przyjeżdżają do miasta na kilka godzin przed pojawieniem się pod miastem szwedzkich oddziałów. Wydaje się, że obecność ta była zupełnie przypadkowa, obaj przybyli bez własnych żołnierzy, chociaż prawdopodobnie wiedzieli już o porażce pod Górznem.
Latem 1629 roku Gustaw Sparre, wraz ze swoim oddziałem bierze udział w ofensywie wojsk koronnych  w Prusach. Umarł 18 lipca1629 w Gniewie. Nie mamy żadnych informacji o odniesionych ranach więc prawdopodobnie padł ofiarą zarazy (czarna ospa?), która w 1629 roku gwałtownie się rozprzestrzeniła i w samym Toruniu zabrała ponad 2000 dusz 6. Pochowany został w kościele parafialnym Starego Miasta Torunia, czyli dzisiejszej katedrze św.św. Janów, gdzie w połowie XIX wieku była jeszcze czytelna jego płyta nagrobna.
    Gustaw urodził się w rodzinie szwedzkich arystokratów, zmarł jako pułkownik w służbie Króla Polskiego. Nie wiemy jakie były materialne podstawy jego egzystencji w nowej ojczyźnie. Być może, tak jak inni emigranci, wierni domowi Wazów, uzyskał od króla jakieś nadania ziemskie w Koronie. Jego liczne związki z Toruniem, od szkoły po pochówek, oraz bliskość dworu Anny Wazówny, starościny brodnickiej i golubskiej dają podstawę do wniosku, że było to gdzieś w Ziemi Chełmińskiej.  


Przypisy.
1. Małżeństwo miało w sumie 12 dzieci, w kolejności: Brita, Gustaf, Pavel, Beata, Magdalena, Johan, Catharina, Lars, Sigismund, Peder, Thure, Carl. 
2. W szwedzkim słowniku biograficznym znajduje się infomacja, że Gustaw poślubia córkę austriackiego barona, jednak większość biografii Tychona Brahe, wskazuje, że jego córka wychodzi za mąż za Gustawa Erikssona Sparre. Nieporozumienie wynika prawdopodobnie z faktu, że Cecylia po śmierci Gustawa wychodzi ponownie za mąż i występuje jako baronowa von Prössing.
3. W 1697 roku Brahe zwraca się za pośrednictwem Eryka Sparre o wsparcie Zygmunta i wyraża chęć odbudowania swojego obserwatorium na terenach Rzeczpospolitej: na wyspie koło Rygi lub na Żuławach Wiślanych.  
4. Należy zauważyć, że tym krokiem zamykał sobie drogę do Szwecji, w której od 1595 obowiązywał edykt o wydaleniu katolików. Może był to akt lojalności względem króla ?
5. Zmarła 14 listopada 1627 w Gdańsku, pochowana została w kościele Św. Brygidy, gdzie zachowało się jej epitafium.
6. W tym burmistrza Johana Preussa, który zmarł 22 czerwca 1629 roku, pochowany został w kościele mariackim.

środa, 10 listopada 2010

System kar żołnierskich w armii staropruskiej.



Z dyscypliny wojskowej armia czerpie swą siłę, żołnierz chwałę”. Chociaż słowa te francuski generał L. Carnote napisał dopiero na początku XIX wieku, doskonale ilustrują one istotę i charakter XVIII wiecznych armii. Stosowana wówczas taktyka, oparta na długich, wąskich liniach i strzałami salwami na rozkaz, determinowała system szkolenia oparty na precyzyjnym i bezwarunkowym wykonywaniu rozkazów. Siła pruskiej armii wynikała ze spójności jednostek taktycznych, które mogły poruszać się jak jeden człowiek.
Taka armia, której ubytki uzupełniane były również więźniami i jeńcami wojennymi, wymagała żelaznej dyscypliny, zgodnie ze znanym powiedzeniem, żołnierze mieli się bardziej bać swojego oficera niż wroga. System tresury żołnierza, za twórce którego, uważa się księcia Leopolda von Anhalt – Dessau (1676 – 1747), dorobił się własnej nazwy jako pruski dryl. Był to system wybitnie opresyjny, w którym posłuszeństwo i dyscyplinę wymuszano całym zestawem kar.

Kary wojskowe dzielono na majątkowe, honorowe, kary cielesne i kary śmierci. Biorąc pod uwagę stosowane reguły karania, żołnierzy można podzielić na trzy oczywiste kategorie: oficerów którzy byli karani głównie karami finansowymi, podoficerów, którzy karani byli degradacją i pozbawieniem wolności, oraz żołnierzy, dla których rezerwowano ciężkie kary cielesne, nie stosowane w dwu pozostałych przypadkach. Ten tekst odnosi się do kar dla zwykłych żołnierzy i podoficerów.

Kary majątkowe.
Kary majątkowe mogły dotyczyć pieniędzy lub dóbr, jednak zwykli żołnierze prawie nigdy nie posiadali żadnego majątku, więc najczęściej zarządzano kary pieniężne. Polegały one na wpłaceniu określonej sumy, lub potrąceniu jej z żołdu. Kwoty te przeznaczane były w okresie pokoju na rzecz kasy kompanii inwalidów, a w okresie wojennym na szpitale wojskowe lub wojskowe kasy zapomogowe. Na kary majątkowe skazywano za drobne wykroczenia, takie jak zwymyślanie kolegi, z użyciem słów powszechnie uznanych za obelżywe czy za spóźnienie na nabożeństwo. Gwoli sprawiedliwości trzeba zauważyć, że przeciągnięcie przez pastora porannej lub wieczornej modlitwy, ponad regulaminowy kwadrans również było karane karą pieniężną i to dotkliwą !

Kary honorowe.
Do kar honorowych zaliczano wszystkie drobne kary fizyczne oraz ciężkie kary fizyczne, które były wykonywane przez kolegów, w tym wypadku utrata honoru była jakby karą dodatkową, jednak istniał cały katalog kar wyłącznie honorowych. Do nich zaliczano: zdegradowanie lub przeniesienie do jednostki o innej randze, np z kawalerii do piechoty, z pułku liniowego do garnizonowego, lub z Leib-Kompanii do kompanii liniowej; pozbawienie kawalerzysty ostróg; skazanie żołnierza piechoty na maszerowanie z taborami. Dotkliwą karą było wykluczenie na jakiś czas z kompanii, pozbawianie broni przybocznej i noszenie za dużego munduru! Czasami kara honorowa mogła dotyczyć całego pułku, w takim wypadku pułk mógł zostać ukarany sprzątaniem obozu, lub pozbawionym na jakiś czas swoich sztandarów. Najwyższą formą ukarania pułku było zerwanie i podarcie przez kata insygniów pułkowych. Czasami kary honorowe przybierały formę ceremonialną: na szubienicy wojskowej wieszano nazwisko pozbawionego honoru delikwenta, bądź listę rekrutów którzy nie wykazują postępów w nauce musztry.

Kary cielesne.
Kary cielesne dzieliły się na drobne (geringe, nicht peinliche) i ciężkie (schwere, peinliche).
Drobne kary cielesne, to kary, które nie prowadziły do poranienia skazanego, stąd zwane również były karami nie raniącymi, a zaliczano do nich:
Trzymanie broni (Waffentragen) – w zależności od rodzaju broni było to trzymanie w rękach muszkietów w piechocie, siodła w kawalerii i granatów/kul w artylerii. Karę taką odbywano w kwaterze komendanta lub na odwachu, stojąc bez ruchu przez kilka godzin. Polową odmianą noszenia broni, była niewątpliwie sytuacja opisana przez Białkowskiego, gdzie w czasie marszu, ukarani żołnierze szli z tyłu kolumny, niosąc po kilka sztuk karabinów.
Siedzenie na ośle (Esel strafe). Osioł - była to figura, w kształcie osła, wykonana z drewna, z grzbietem obitym żelazną blachą zakończoną ostrą krawędzią. Karany żołnierz musiał siedzieć na grzbiecie takiego osła przez kilka godzin, dociążony kilkoma muszkietami, lub kulami armatnimi przywiązanymi do nóg.
Stanie przy palu (Pfhal Strafe) – polegała na tym, że delikwenta przywiązywano za jedną lub dwie wyciągnięte ręce do grubego, wkopanego w ziemię pala (pręgierza), a stopy stawiano na małych, zaostrzonych kołkach, co znacznie utrudniało utrzymanie równowagi. Kara osła była bardziej rozpowszechniona wśród pułków piechoty, a pala wśród szwadronów kawaleryjskich, a obie były uważane za hańbiące. Urządzenia do takiego karania żołnierzy znajdowały się w miejscach publicznych, na rynkach, przed bramami, przed odwachem, w związku z czym, odbywanie kary nieodłącznie było związane z drwinami i żartami gawiedzi.
Fuchtel czyli uderzenie płazem szpady, była karą wymierzaną bezpośrednio przez oficerów.
Bastonada – kara polegająca na biciu w podeszwy stóp. Delikwentowi wiązano ręce pod kolanami i kładziono na plecach, opierając o bęben lub snopek słomy, tak aby utrzymać stopy wysoko w górze, a razy wydzielano kapralskim kijem.
Noszenie koszy, cegieł lub kamieni na budowę fortyfikacji.
Karna warta.
Zamknięcie o chlebie i wodzie. Polową odmianą zamknięcia bylo przywiązanie do działa, tak podczas postoju jak i w czasie marszu!
Lekkie kary fizyczne można było wykonywać bez udziału sądu wojskowego. Były to popularne kary pułkowe, wymierzane za pijaństwo, obżarstwo (!) i gry hazardowe.

Ciężkie kary fizyczne.
Kara kijów (Prügeln). Kara kijów była najbardziej popularną formą wymuszania dyscypliny i posłuszeństwa. Można było na nią zasłużyć pod byle pretekstem. Przegląd wojska, według osiemnastowiecznego świadectwa, wyglądał w ten sposób, że każdy żołnierz, jeden po drugim, od stóp do głowy, był wnikliwie lustrowany. Czy ledewerki nie były dość białe, czy wystarczająco dobrze wypolerowane, czy brak guzika przy kamaszach, czy odstępy pomiędzy nimi nie były jednakowe, czy włosy były nie wystarczająco wypudrowane, loki dość sztywne, warkocz zbyt długi, zbyt krótki czy miał niewłaściwy kształt (!) wszystko to było karane chłostą. Po skończonych ćwiczeniach kompanie maszerowały do miejsca gdzie kwaterował kapitan. Po komendzie “Augen rechts. Das Gewher beim Fuss!” Następowała chłosta. Delikwenta zamykano w “ringu” pomiędzy dwoma partyzanami lub szpontonami, tak aby nie mógł się ruszać. Karę wymierzało dwóch podoficerów, bijących na przemian po plecach kijami kapralskimi. Kije kapralskie, wykonane z bambusa lub rattanu, były na tyle lekkie, że podoficerowie nosili je przyczepione do guzików na rabatach.




Kara chłosty (Spiessruthen-laufen lub Gassen – laufen).
Niesłusznie zwana karą szpicruty. Etymologia słowa pochodzi od słowa Spiess – spisa i ruthe – pręt. Pierwotnie, prawdopodobnie wykonywana była za pomocą drzewca od spisy, tak jak to przedstawiono na obrazku z roku 1535. W wojsku pruskim, kara ta była prawnie usankcjonowana i wykonywano ją za pomocą specjalnych rózg. Skazanie na karę chłosty mogło się odbyć jedynie na mocy sądu, a jej najcięższa odmiana musiał być zatwierdzona przez audytora. Najczęściej karę tę wykonywano w przypadku dezercji (w okresie pokoju), ale groziła również za wiele innych przewinień: za rezonowanie, czyli pyskowanie oficerowi, czy za chodzenie po służbie w cywilnych ubraniach.
Tę karę wykonywano rano, podczas porannego apelu. Oficerowie formowali wyznaczonych do tego żołnierzy, w dwa szeregi, które stawiano twarzami do siebie w odległości 3 kroków. Na obu końcach szpaleru znajdowali się dobosze. Po przeniesieniu broni do lewej stopy, w uliczkę wchodził profos, który wręczał każdemu z wykonujących karę specjalnie przygotowane rózgi. Rózgi wykonywane były z gałęzi wierzby lub leszczyny, miały do 2 ½ stopy długości i średnicę ½ do 1 cala. Przed wydaniem im żołnierzom wykonującym egzekucje moczone były w słonej wodzie. Wręczając rózgę, profos każdemu powtarzał formułę, że uderzenie ma być pewne i mocne. Jeszce w areszcie, skazany miał obowiązek rozebrać się do połowy, a na nagie ciało narzucano jedynie surdut lub pelerynę wartowniczą, którą ściągano tuż przed wykonaniem kary. Do ust, pomiędzy zęby, delikwentowi wkładano ołowianą kulkę muszkietową, wierzono bowiem, że zmniejsza ona ból. Nogi skazańca krępowane były krótkim łańcuchem, tak aby nie mógł szybko przechodzić, a jedynie powoli przesuwać się stopa za stopą. Pomiędzy przygotowane szeregi wprowadzano go ze związanymi rękoma. W momencie, kiedy wchodził on w szpaler odzywał się bęben z jednej strony uliczki, bił on tak długo, aż skazany doszedł do połowy szpaleru, wtedy pierwszy bęben milkł, a rytm wydawania ciosów wymierzał ten z drugiej strony. W trakcie wykonywania kary, wzdłuż szpaleru, na koniu, egzekucji przyglądał się szef lub komendant pułku, który miał baczenie, czy ciosy wymierzane są rzetelnie.
Regulaminowo karę wykonywało 200 żołnierzy, a maksymalny wymiar kary polegał na 20 krotnym przejściu przez szpaler. Jednak karę tę można było zwielokrotniać, kiedy była zasądzana w warunkach recydywy. I tak dla przykładu, pierwsza próba dezercji karana była 12 x 200, druga 15 x 200 w ciągu 2 dni, a trzecia zaś 20 x 200 uderzeń w ciągu 3 dni, przy czym, o ile skazany przeżył, przywiązywano go do pala, aby tam skonał.
W leksykonie wojskowym z pierwszej połowy XIX wieku, znajduje się wiersz-wyliczanka, jaką skazanemu za dezercję żołnierzowi mieli śpiewać koledzy, podczas wykonywania kary.

“Warum bist Du fortgelaufen
Darum must Du Gassen laufen
Darum bist Du hier”


Kary śmierci.
Rozstrzelanie.
Ta wojskowa kara śmierci, jako najlżejsza i honorowa była, formą łaski. Pluton egzekucyjny tworzony był przez 6 żołnierzy, których skazany miał prawo wybrać wśród swoich kolegów. Rozstrzelanie wykonywano pod murem, ścianą lub płotem. Delikwent był w pozycji stojącej lub klęczącej, mógł mieć zawiązane oczy, ale nie było to konieczne. Na ubraniu skazanego, za pomocą pasków papieru oznaczano pozycje serca, dla łatwiejszego celowania. Po rozstrzelaniu, ciało przykrywano derką i wystawiano wartę, która pilnowała zwłok aż do zachodu słońca. Po zmroku, w całkowitej ciszy ciało było grzebane przez towarzyszy broni.

Powieszenie.
Kara uważana za hańbiąca. Zasądzana za dezercję z z bronią w ręku, lub za przestępstwa pospolite jak kłusownictwo, rabunek, morderstwo. Wykonywane w obecności duchownego, lub bez niego, jeżeli karę wykonywano za morderstwo. Czasami wieszano jedynie portret skazanego, jeśli nie zdołano go złapać.



Przy pisaniu korzystałem z następujących źródeł:

Białkowski, Antoni; Pamiętniki starego żołnierza. Warszawa 1903,
Eyler, R, Fr; Charakter Zuege und historische fragmente an Leben der Koenig von Preussen Friedrich Wilhelm III. Magdeburg, 1846
Krünitz, Johann Georg. Oekonomische encyklopaedie. Tom 52, Berlin 1790.
Lühe, Hans Eggert Willibald von der; Militair- Conversation- Lexicon. T. 4, Leipzig 1834,
Mueller, George Friedrich; Koeniglich-Preussisches Krieges-Recht, Berlin 1760.
Reglement vor die Königl. Preussische Infanterie, Berlin 1750.


oraz powyższego rysunku, przedstawiającego większość opisanych kar, a który pochodzi z książki Flemminga Der vollkommene deutche Soldat [1726]

środa, 3 listopada 2010

Żelazne Krzyże w Srebrnej Górze



Żelazny Krzyż to pruskie potem niemieckie odznaczenie wojskowe, ustanowione przez króla Prus Fryderyka Wilhelma III we Wrocławiu (10 marca 1813), podczas tzw. wojny wyzwoleńczej toczonej z napoleońska Francją. Nadawane było za męstwo na polu walki. Bywali jednak żołnierze, którzy mimo, że z narażeniem życia wykonywali trudne zadania, nie mieli szansy otrzymać choćby najskromniejszego odznaczenia, a jedyne krzyże na jakie mogli liczyć, były to krzyże nagrobne. Również żelazne.
Na dziedzińcu Donżonu twierdzy w Srebrnej Górze, w jego południowo zachodnim narożniku, tuż przy wejściu do baszty Nowowiejskiej, pod murem stoi żeliwny, nieco zardzewiały krzyż. Tabliczka umieszczona w jego sąsiedztwie informuje, że jest to krzyż nagrobny, przeniesiony na teren twierdzy ze zlikwidowanego cmentarza ewangelickiego w miasteczku, a upamiętnia on śmierć trzech kanonierów, zabitych i zmarłych wskutek ran, odniesionych podczas testów artyleryjskich w listopadzie 1869 roku. Pod krzyżem tym, we wspólnej mogile pochowani zostali: August Gotthof, Herman Huebner, August Rohan. Napis na tylnej (zwróconej do muru) stronie krzyża, w języku niemieckim brzmi: Się wureden bei dem Silberberger Vorsuchen am 26 Novenbr. 1869 auf dem Voelekenplan durch eine beim Anletzten krepirte 8'ge Morsergranate getoedte. Mało kto ze zwiedzających twierdzę turystów, zdaje sobie sprawę, że jeszcze jeden, bliźniaczo podobny krzyż, znajduje się na terenie cmentarza przy kościele katolickim, pod wezwaniem Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Srebrnej Górze. Stoi on przy murze oddzielającym cmentarz, od schodów łączących ulice Letnią i Ogrodową. W odróżnieniu od krzyża stojącego na terenie twierdzy, posiada on od przodu tylko jedno nazwisko: Johan Jacob Grath.
Pochowani, zgodnie ze swoim wyznaniem, na obu srebrnogórskich cmentarzach, żołnierze należeli do kompanii prób Komisji Badań Artyleryjskich (Versuch Kompanie der Artillerie Pruefung Komission), a ich zadaniem było testowanie nowych rodzajów broni artyleryjskiej, jaka była wprowadzana do wyposażenia pruskiej armii. Ponieśli oni śmierć na skutek przypadkowej eksplozji pocisku podczas badań nad moździerzem oblężniczym o kalibrze 210 mm (8, 26”).
Twierdza poligonem artyleryjskim.
Decyzja o zamknięciu i kasacji twierdzy zapadła w 1867 roku. Wybudowana sto lat wcześniej, za panowania Fryderyk II, w drugiej połowie XIX wieku była już mocno przestarzała. Ewentualna modernizacja wiązała by się z całkowitą przebudową i ogromnymi kosztami, związanymi z jej górskim położeniem. Dodatkowo sens utrzymywania takiej fortyfikacji podważały wysokie koszty eksploatacji, niezdrowy klimat i sytuacja geopolityczna. Mniej więcej od czasu wojen napoleońskich zdawano sobie sprawę, że forteca ta nie będzie znajdowała się na głównym terenie działań wojennych. Po błyskawicznym pruskim zwycięstwie w wojnie z Austrią w roku 1866 było już jasne, że w dobie transportu kolejowego, wysoko położona przełęcz Srebrna, straciła całe swoje militarne znaczenie. Likwidacja twierdzy następowała stopniowo, jednak już w 1869 roku była obiektem opuszczonym. Niepotrzebne już wtedy obiekty poforteczne stały się obiektem testów nad nowoczesną bronią i amunicją. Między innymi w tym okresie, odstrzelono część stropów fortecznych, badając właściwości i możliwości stosowania bawełny strzelniczej. Twierdza straciła swoje znaczenie strategiczne, ale jak widać nadal była wykorzystywana w celach militarnych. Na opuszczone kazamaty, położonej wysoko w górach, twierdzy zwróciła także uwagę Komisja Badań Artyleryjskich, która prowadziła badania mające na celu wdrożenie w armii pruskiej nowego systemu broni artyleryjskiej, w tym moździerzy oblężniczych. Miejsce wybrane było doskonale: z dala od oczu ciekawskich, w odludnej okolicy, gdzie łatwo było kontrolować przybyszy.

Gwintowany moździerz oblężniczy
Moździerze oblężnicze, jako działa stromotorowe, były używane podczas zdobywania twierdz, a służyły do rozbijania stropów kazamat (sklepionych pomieszczeń przysypanych warstwą ziemi), w których zgromadzone były materiały wojenne, żywność lub służących jako schrony dla załogi. Aż do lat 70 XIX wieku, najcięższym typem moździerza, zdolnym przebić nawet najgrubsze stropy, używanym w armii pruskiej, był moździerz 50 funtowy. Było to działo gładkolufowe, o stosunkowo krótkiej (w stosunku do średnicy) lufie, długości 758 mm. Mógł on strzelać pociskami o średnicy 279,3 mm na maksymalną odległość ok. 2 km (2075 m). Pociski w zależności od rodzaju ważyły: 79,4 kg (kule pełne) i 55, 9 kg (granaty).
Granaty, czyli sferyczne pociski wypełnione materiałem wybuchowym, były odlewane asymetrycznie, z tego powodu na dnie posiadały znacznie grubszą ściankę niż na górze, gdzie znajdował się otwór zapałowy, w który był włożony zapalnik. Zapalnikiem był stożkowo ukształtowany kawałek drewna, z wydrążonym rdzeniem, wypełnionym specjalnym rodzajem wolno spalającego się prochu. Zapalenie się zapalnika następowało w momencie owiania kuli przez gazy prochowe, podczas odpalania ładunku miotającego. Tak wystrzelony granat miał tendencję, do upadania ciężkim dnem na cel, a dopiero po pewnym czasie, po dopaleniu się prochu, następowała detonacja ładunku wybuchowego. Oczywiście nie zawsze tak było. Czasami zdarzało się, że granat wybuchał już w powietrzu, przed dotarciem do celu. Szczególnie często takie przypadki miały miejsce, kiedy odległość do celu była na granicy zasięgu działa. Wybuchający w powietrzu granat robił wielkie wrażenie na obrońcach i mógł demoralizować załogę, ale wobec murów i stropów twierdzy był bezsilny. Zdarzało się również, że lont nie zapalił się podczas wystrzału działa lub zgasł podczas lotu pocisku w kierunku celu. Wtedy pocisk spadał i jego jedyną siłą była siła bezwładności swobodnie spadającego ciała.
W połowie XIX wieku ze względu na coraz częstsze stosowanie zarówno strzeleckiej jak i artyleryjskiej broni gwintowanej, zasięg takiego gładkolufowego moździerza stawał się dalece niewystarczający do ostrzału wybranego fragmentu zdobywanej twierdzy. Oblężnicza bateria moździerzy ustawiona w odległości poniżej 2 km, stawała się łatwym celem dla fortecznych dział gwintowanych, i mogła być skutecznie, w krótkim czasie, zdemontowana. Również obsada baterii była narażona na celny ostrzał coraz doskonalszej broni strzeleckiej.
Celem badań, prowadzonych od 1865 roku, było wdrożenie całkowicie nowego moździerza, który byłby w stanie strzelać z dalszej odległości, uzyskiwać większą celność, oraz potrafił przebić coraz grubsze stropy kazamat fortecznych. Zdecydowano się na skonstruowanie moździerza odprzodowego, o spiżowej, gwintowanej lufie. Zastosowanie lufy gwintowanej, oraz wydłużonego pocisku (Lang-granate) zupełnie zmieniło sposób odpalania ładunku burzącego: stabilizowany ruchem obrotowym, wywoływanym przez żłobkowanie lufy, granat o wydłużonym kształcie, trafiał zawsze tym samym końcem w cel, w związku z czym na tym końcu (czubku) można było umieścić zapalnik, który powodował eksplozję dokładnie w momencie uderzenia granatu. Jako środka inicjującego eksplozję używano piorunianu rtęci, materiału który ulega zapłonowi w przypadku uderzenia lub potarcia.
Granaty, które wraz z moździerzem były testowane w listopadzie 1869 roku na terenie opuszczonej srebrnogórskiej fortecy miały właśnie taką konstrukcję. Były to sformowane w kształt głowy cukru cylindryczne metalowe pojemniki o długości 523 mm (2,5 kalibra). Całkowita waga pocisku wynosiła 80 kg w tym ok. 5 kg ładunku wybuchowego. Na czubku znajdował się zapalnik kapiszonowo-uderzeniowy (percussion-schlag zuender).
Działanie tego zapalnika polegało na uderzeniu pobijaka, swobodnie poruszającego się wewnątrz zapalnika, w jednogramowy ładunek piorunianu rtęci. Pomiędzy ładunkiem inicjującym, a pobijakiem, jako zabezpieczenie, przed przypadkowym odpaleniem, znajdowała się zawleczka. W czasie wystrzału pocisku, pobijak cofał się, a zawleczka była wyrzucana na zewnątrz na skutek działania siły odśrodkowej obracającego się pocisku. W momencie trafienia pocisku w cel, pobijak siłą bezwładności przesuwał się do przodu i uderzał w odbezpieczony ładunek piorunianu rtęci. Był to dość prymitywny i zawodny system. Wydaje się, że problemem było niekontrolowane wypadanie zawleczki zabezpieczającej materiał inicjujący, która naturalnie, nie mogła być zbyt ściśle dopasowana. W późniejszych latach stwierdzono, że zapalniki takie powodują liczne wypadki, kiedy nie są z odpowiednią ostrożnością traktowane, co doprowadziło do wydania specjalnej instrukcji dotyczącej procedur związanych z bezpieczeństwem posługiwania się granatami.

Srebrnogórskie próby ogniowe.


Prototyp moździerza spełniający powyższe wymagania był gotowy w połowie września 1869 roku. Powstała ciężka i masywna konstrukcja, która wraz z lawetą ważyła ponad trzy tony. Spiżowa lufa o długości 1530 mm, posiadała wewnętrzną średnicę 209 mm, wyposażona była w 30 bruzd nadających pociskowi ruch obrotowy i ważyła 1600 kg1. Lufa posadowiona była na lawecie dającej możliwość strzału z maksymalnym podniesieniem pod kątem 65 stopni.
W listopadzie tego samego roku przystąpiono do prób ogniowych na terenie srebrnogórskiej fortecy. Jako cel obrano jedno z dzieł twierdzy – Fort Rogowy (Hornwerk). Fort ten, podobnie jak cała twierdza, posiadał stropy kamienno - ceglane o grubości ok. 40 cm. Kazamaty oparte były na sklepieniach o łuku 4,7 m i przysypane z wierzchu warstwą gruntu grubości 0,6 do 1,9 m. Moździerz został ustawiony na wzgórzu Kortunał (Voelkenplan). Jest to wzgórze o wysokości 675 m n.p.m., o płaskim wydłużonym grzbiecie, położone w kierunku południowo zachodnim, w odległości około 3 km od będącego celem ostrzału fortu. Pomiędzy badanym moździerzem a celem, znajdowała się niezamieszkana dolina porośnięta przez lasy. Strzelano opisanymi wyżej granatami o masie całkowitej 80 kg, z ładunkiem burzącym o masie 5 kg, odpalanym zapalnikiem uderzeniowym na bazie piorunianu rtęci. Jako ładunku miotającego używano prochu czarnego w ilości 2,5 kg, a kąt podniesienia lufy ustalono na 59 stopni.
Ponieważ lufa była gwintowana, a pocisk ładowano od przodu, należało go „wkręcić” w gwint lufy. W tym celu, pociski były otaczane z zewnątrz płaszczem z miękkiego metalu, w tym przypadku z ołowiu, a wciśnięcie pocisku w rowkowanie lufy wymagało użycia sporo siły i wprawy. Podczas ładowania, lufa moździerza była opuszczana do pozycji poziomej, a wylot lufy znajdował się na wysokości ok. 130 cm nad poziomem gruntu. Do załadowania pocisku potrzeba było co najmniej czterech kanonierów. Dwóch z nich przynosiło pocisk i przytrzymywało go u wylotu lufy, a kolejnych dwóch za pomocą stempla wciskało 80 kg cylinder w żłobkowanie lufy.
Próby, prowadzone pod dowództwem kapitana Rausch, trwały bez przeszkód, aż do dnia 29 listopada, kiedy to eksplozja pocisku doprowadziła do tragedii: śmieci czterech żołnierzy i poranienie wielu innych, w tym dowódcy działonu. Jak wspomniano wyżej, jako przyczynę wybuchu uznaje się nieostrożne, wynikające z rutyny obchodzenie się z pociskiem jednego z kanonierów. Biorąc pod uwagę wyżej opisany sposób ładowania moździerza, wagę pocisku i sposób detonacji ładunku burzącego, nietrudno sobie wyobrazić co mogło się stać. Najwyraźniej podczas próby załadowania ciężkiego pocisku, w mglisty, chłodny, listopadowy dzień z zapalnika wypadła zawleczka, a sam pocisk wypadł z rąk zmęczonych kanonierów co spowodowało eksplozję.
Podczas testów osiągnięto następujące rezultaty: na 100 oddanych strzałów (przy elewacji 59 stopni), 82 pociski trafiły w stosunkowo mały cel jakim był samotny fort. Zatem przy zasięgu dwa razy większym niż tradycyjnego moździerza, używając pocisków o połowę cięższych i dużo bardziej efektywnych, uzyskano dużo lepsze skupienie w celu. Zauważono natomiast, że warstwa ziemi na stropie kazamat dość dobrze ogranicza skuteczność oddziaływania granatów. Pojedynczy granat uderzający w nasypowy grunt na stropie kazamat powodował powstanie tam krateru o głębokości 1,5 metra i średnicy 4 metrów, ale nie uszkadzał ceglano – kamiennego stropu. Pełną penetrację, czyli przebicie stropu kazamaty uzyskiwano jedyne w miejscu, gdzie całkowicie usunięto grunt nasypowy lub tam gdzie warstwa ochronna gruntu została usunięta poprzednim wybuchem.
Podstawowe wnioski jakie wyciągnięto z prób zostały opisane następująco: celność moździerza z odległości 2800 metrów i przy kącie podniesienia 50 – 60 stopni nie budzi zastrzeżeń, i może on być stosowny do ostrzeliwania celów o wymiarach 75 x 15 metrów. Szczególnie groźny jest dla obiektów o budowie murowanej i dzianiu skarp. Mimo ograniczonej skuteczności przeciwko obiektom przysypanym ziemią, wybuchowe działanie pocisków stanowi duże zagrożenie dla siły żywej przeciwnika ukrytej w takich pomieszczeniach1. Były to na tyle zadowalające wyniki, że zdecydowano (po niewielkich modyfikacjach) o rozpoczęciu produkcji tego typu moździerza, i był on później na wyposażeniu armii pruskiej i niemieckiej znany jako model C/70.

Doświadczenia wojenne.
Konstrukcja przetestowana na terenie opuszczonej twierdzy w Srebrnej Górze, została wykorzystana już nie cały rok później, podczas wojny francusko- niemieckiej w latach 1870/71. W tym okresie moździerze te były w dalszym ciągu traktowane jako broń eksperymentalna i obsługiwana przez żołnierzy Versuch Kompanie. Po raz pierwszy w warunkach bojowych gwintowane moździerze kalibru 21 cm zostały użyte, podczas oblężenia Strassburga, które było prawdopodobnie ostatnim formalnym oblężeniem w historii. W dwa takie działa uzbrojono (8 IX 1870) baterię oblężniczą nr 35. Celem moździerzy była ziemna, nie posiadająca kazamat, jednak z skarpami dzianymi cegłą, luneta (nr 44). Ogień z moździerzy, wraz z ogniem dział z baterii nr 5 (która uzbrojona była w tzw. „skrócone” 15 cm działa gwintowane) był tak skuteczny, że szybko zniszczone dzieło zostało porzucone przez obrońców1. Moździerze te były używane również do ostrzału samego miasta, i tak 24 września, jeden z 80 kilogramowych granatów przebił się przez trzy kondygnacje i wpadł do piwnicy budynku mieszkalnego, niszcząc wszystko na swojej drodze.
Podczas oblężenia Paryża w roku 1871 do ostrzału zewnętrznego pierścienia fortyfikacji, użyto już 6 takich moździerzy. Ustawione one były w trzech bateriach moździerzowych na południowym froncie (po dwie sztuki w każdej) i skierowane na forty: Issy (bateria nr 13), Vanvres (bateria nr 14) i Montrouge (bateria nr 15). Bateria nr 13 rozpoczęła (16 stycznia) całodzienny ogień w celu zniszczenia kazamat fortu Issy. Skutki jakie ostrzał moździerzowy spowodował w jednym ze schronów amunicyjnych tego fortu, widać na ilustracji.
Spadający niemal pionowo pocisk przebił 60 cm strop kazamaty o bardzo wąskim łuku 1,25 m, przykrytej 2 metrową warstwą ziemi! Podobnie w forcie Vanvres, gdzie taki pocisk spadł na taras artyleryjski bastionu i przebił się do poniżej leżącej kazamaty, niszcząc po drodze 75 centymetrowej grubości strop przykryty 80 centymetrami doskonale ubitej (poprzez codzienne używanie) ziemi. Zauważono natomiast, że stropy „elastyczne” (zbudowane z belek, przysypanych 2,5 – 3 metrową warstwą gruntu), albo pokryte warstwą faszyny lub gałęzi skutecznie opierają się niszczącemu działaniu pocisków miotanych z gwintowanych moździerzy oblężniczych.

Testowany w Srebrnej Górze moździerz nie zmienił losów wojny, chociaż niewątpliwie miał swój istotny udział w działaniach przeciwko francuskim twierdzom w latach 1870/71. Zastosowanie gwintowanych moździerzy do ognia pionowego, przy bombardowaniu obiektów fortecznych było całkowitą nowością i było później szeroko komentowane na całym świecie. Miało również znaczący wpływ na rozwój obiektów fortecznych w drugiej połowie XIX wieku. Oglądając niepozorny żeliwny krzyż w kącie dziedzińca Donżonu warto jednak pamiętać, że eksplozje, które rozbrzmiewały w Górach Sowich późną jesienią 1869, niecałe dwa lata później odbijały się echem na Renem i Sekwaną.